ROK!!! Tyle średnio trwa realizacja kompleksowego
projektu aranżacji wnętrza domu. Pojawiam się na ogół na etapie wstawiania okien, czasem wcześniej. Pół biedy kiedy lato, ale zimą...brrr.
Robię obmiary i przymarzam do ołówka:) Głowy czasem szukam jak mi wiatr
zwieje... Najgorzej jak się zapomnę i wpadam w
kiecce, a tu trzeba na drabinę wejść i następuje licytacja z panami z budowy: "Panie przodem" "No to może
dzisiaj wyjątkowo pan pierwszy;)". Jeszcze gorzej jak zakurzona,
wysmarowana muszę po drodze dzieci odebrać albo zakupy zrobić.
Wszystko jest do zniesienia, zwłaszcza
jak się pracuje z ludźmi, którzy mają poczucie humoru i dystans do niektórych
spraw - a przecież na budowie o nerwy nietrudno. Chwila niedogadania... ktoś
wiedział lepiej... nie zadzwonił i już może być problem. Współpracę z MP (może to być skrót od imion właścicieli domku albo od Mili Państwo:) ) będę bardzo mile wspominać, bo i chwil wspólnych wiele... a ile anegdot;)
Dzielnie znieśli cały, mało spektakularny etap dokumentacji technicznej, schematów, zestawień, ustawień
funkcjonalnych... zwłaszcza Pani Domu:)
Przy nowoczesnych wnętrzach hołduję zasadzie IM MNIEJ TYM WIĘCEJ. Od
początku namawiałam więc, żebyśmy minimalizowali ilość materiałów, tekstur i
kolorów jakie użyjemy w całym domu.
Kuchnia to marzenie Pani Domu - biała, wysoki połysk. Jej chłód równoważyłyśmy drewnianymi dodatkami i roślinami.
Po lewej stronie lodówki tajne wejście do spiżarni:)
Jadalnia nieodparcie wiąże się z pewnymi wydarzeniami - najpierw ułamała się noga w całkiem nowym krześle. Poszło więc do reklamacji. Potem zamówiliśmy stolik kawowy. Wybieraliśmy, przebieraliśmy... masa wymienionych maili, zdjęć i nagle... TEN I TYLKO TEN! Czekamy. Telefon od M: "Jest!!!". "Fajny?" - pytam. "Beatko to chyba stolik do SUSHI, niski jakiś." Wpadam do MP i udaję, że nie mam durnej miny a oni brechtają... Mało nie popłakaliśmy się ze śmiechu, choć sytuacja była wręcz żałosna. W międzyczasie wybrałyśmy z M ławeczkę do przedpokoju - w tajemnicy przed P, bo miała żółte nóżki. Znowu czekamy. Po jakimś czasie M pisze: "Heh, mnie aż stres zżera od środka, a najbardziej te żółte nóżki... powiedziałam w końcu P... Ledwo przeżył:)". "Nic nie przebije stolika" - odpisałam. "Poczekaj, poczekaj! Może jednak? Wczoraj przy stoliczku jadłam obiad:)" - pisze M. "Trzeba było nie reklamować krzesła tylko upierdzielić pozostałe nogi:)". No ubawiłyśmy się nieźle! Na szczęście ławeczka przyszła przecudna.
Kolejna anegdota wiąże się z napisami w ramkach. M poprosiła o pomoc, żeby umieścić w nich coś fajnego. Skomplikowałam trochę sprawę, bo nie chciałam odbębnić tematu. Nie lubię takich dekoracji samych w sobie, aby tylko coś wisiało na ścianach i wypełniało dziury. Lubie jak trafiają tam rzeczy mocno zidentyfikowane z właścicielem. Jeśli sztuka - to ulubiona, jeśli zdjęcia - to osobiste, jeśli plakaty - to z ukochanych filmów czy wydarzeń. P był bardzo zdecydowany, a M? ...hmm, troszkę mniej;) Myśli i myśli, no to ja myślę, że może te znaczki z IKEA na szybkach ramek tak ją ujęły:) Pytam P - mówi że nie. No to pewnego razu, w wielkiej konspirze zdjęliśmy folijkę i uskuteczniliśmy napisy - zakładając się, czy M zauważy:) Zauważyła i stwierdziła, że teraz to ona wcale się nie będzie się spieszyć, bo jej się te napisy spodobały :p
Z salonu, drewnianymi schodami czmychamy na piętro z antresolą. Antresola to coś co mnie urzeka. Mam ją w obecnym domu, miałam na strychu - który adaptowaliśmy wiele lat temu. Pewnie dlatego jak zobaczyłam dom MP jeszcze w stanie surowym, tak mi się spodobał. Jest wysoka, daje poczucie przestrzeni.
W domu zagościły zasłony, firany, rolety rzymskie, poduchy uszyte o TU w MANDALA DESIGN. Już wspominałam, że to niezwykłe babki:) Cierpliwe i bardzo pomocne. Wszystko wykonane z wielką dbałością o szczegóły. Mam fisia na tym punkcie, naprawdę:)
Domowe ognisko podgrzewa wielki kominek. Górę ma taką dużą, że z powodzeniem zastępuje przypiecek. Kot by się jakiś przydał:)
Łazienka na parterze miała się wpisać kolorystycznie w całość. Była tak malutka, że przebywającemu groził przykurcz:) Dostała więc płytki z salonu i holu, żeby stanowiła kontynuację parteru. Wielkie lustra na ścianach optycznie powiększyły przestrzeń.
Pozostałe wnętrza postaram się opisać w kolejnym poście, bo zamęczę odbiorcę:) Trochę tego zostało. O miłośniczce kurek mieszkającej w tym domu i jej pokoiku pisałam już wcześniej. Pokażę też ławeczkę z żółtymi nóżkami. Ale koniecznie muszę Wam opisać jak chowaliśmy kozła w szafie :) No to do poczytania!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz