Bywa, że pierniczę...
może z sensem, może nie ale regularnie. Zaczynam
na początku listopada a kończę przed samą Wigilią. Potem na rok mam spokój :)
Był taki czas że
chciałam mieć swoją PIERNIKARNIĘ, żeby pierniczyć cały okrąglutki rok i jeszcze
nauczyć pierniczenia innych... Pierniczyłyby ze mną STARE PIERNIKI i te
początkujące... A co? Kto by nam zabronił?
Trochę to
zweryfikowałam... no bo kiedy? Ale tak sobie myślę, że przyjdzie taki czas... Na razie hoduję KOGOSIA jednego, co zaczyna
być w tym dobry, więc może we dwójkę się
uda... kto wie? ;)
Mogłabym nie
pierniczyć... ale to już nałóg - rzucam
dzień przed Wigilią i wracam do niego regularnie o tej samej porze. TRUDNO, czas
się pogodzić...
Jak co roku przy tym
samym stole, a właściwie 1/3 stołu, wieczorami lub rankiem z herbatką lub
kawusią, świeczusią... czasem z jakimś procentowym soczkiem malinowym (tylko
jak nie jeżdżę)... rozpoczynam swój rytuał. A
wokół stołu kto? żebraczki... liczą że mi nie wyjdzie, bo wtedy konsumpcja :P Co mówią? Mógłby Ci się nie udać! No to czasem udaję, że mi nie wyszedł :))))
Niech źrą na zdrowie :)))
Te co mi wyszły zamieniam w ozdoby choinkowe. Dowiązuję sznureczki, pakuję w pudełeczka (też je robię a właściwie już nie ja tylko mój KOGOŚ o którym wspomniałam :)) i wysyłam tym co je zdążyli zamówić. Jak co roku... mówię Wam... tym samym nałogowcom - piernikowcom :)))
Znam te pierniczki.. są przepiękne.. :)
OdpowiedzUsuńCudka, cudeńka :)
OdpowiedzUsuńDopiero wczoraj odkrylam Pani istnienie, baaardzo podobaja mi sie Pani realizacje a pierniczki na kolejne Boze Narodzenie zamawiam juz dzis
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
A
Dziękuję i zapraszam :)
Usuń